Piłkarze ręczni i A. Radwańska na tarczy kończą swoje najważniejsze imprezy ostatnich dni, w styczniu 2012r. A to przecież początek roku olimpijskiego.
Autorem artykułu jest Krzysztof Borne
Szczypiorniści plasują się na 9 miejscu w Mistrzostwach Europy w Serbii a Agnieszka po raz piąty nie dociera do półfinału turnieju wielkoszlemowego, tym razem, znowu w Australii.
Na tarczy, to może zbyt mocno powiedziane, ale adekwatne do naszych oczekiwań. Myślę, że sami uczestnicy tych zmagań też liczyli na więcej. Wymęczona wygrana z Niemcami piłkarzy ręcznych, trochę na osłodę, nie satysfakcjonuje ani ich, ani tym bardziej nas. Cały turniej grali po prostu słabo. Źle i nierówno wyglądało zaangażowanie, nakreślona taktyka i co można było też niekiedy zauważyc, umiejętności /obrona, atak, celnośc podań i rzutów, a wiec skutecznośc/. Gonienie wyniku, przecież niezamierzone, w poprzednich meczach, momentami nawet udane, nie świadczy o dobrej, równej formie, właściwym przygotowaniu i nastawieniu do tego turnieju. Wyciśnięte, z dużą dozą nerwowości, potwornego wysiłku fizycznego, okupionego często kontuzjami, rezultaty spotkań, prowadzące w końcu do liczenia na wyniki meczów innych drużyn nie stanowi dobrze o naszym zespole, po którym spodziewaliśmy się dużo więcej.
W zapowiedziach i rankingach stawiano reprezentację Polski znacznie wyżej, mając ku temu realne przesłanki. Występ Polaków na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie stoi pod wielkim znakiem zapytania i znowu zależy od końcowych rezultatów tych, obecnych Mistrzostw Europy, a nie od postawy na boisku naszej reprezentacji.
Sytuacja taka trochę wymusza pytanie, czy nasz sztab szkoleniowy, niekoniecznie z Wentą, wspaniałym kiedyś zawodnikiem i trenerem o niewątpliwych zasługach, nie powinien czegos zmienić? Systemu przygotowań i odmłodzic, póki czas, przynajmniej częściowo naszą reprezentację. Przecież właśnie młodzi, w tych mistrzostwach niejednokrotnie, wpisywali się bardzo dobrze i znacząco w przebieg niektórych meczów, doprowadzając do korzystnych rezultatów spotkania. Filary, rutyniarze, zawsze potrzebni, ale młodzi bardziej do przodu, do boju.
Natomiast Agnieszka Radwańska zawiodła nas swoim przygotowaniem do tego sezonu. Wygrane turnieje w Tokio i Pekinie oraz dobra postawa w ostatnim przed Australian Open turnieju w Sydney, pozwalały mieć nadzieję na lepszy wynik na kortach w Melbourne. Mimo pewnych symptomów wyraźnej poprawy, kulejących do tej pory, elementów gry naszej reprezentantki, okazało się to za mało. W dalszym ciągu, wymagane w obecnym tenisie przygotowanie siłowe i kondycyjne, pozostawia wiele do życzenia. Finezja, wyczucie, polot i widowiskowość nie wystarczają na czołowe rakiety świata. Szkoda, ale takie są realia współczesnego tenisa i trzeba je wziąć pod uwagę w swoich treningach. Inaczej wypada się z gry o najwyższe laury.
Dobrze Agnieszce zrobiło rozstanie z ojcem, jako trenerem, alfą i omega jej poczynań tenisowych. T. Wiktorowski wprowadził nieco spokoju i pewności, a może tylko jego obecnośc sprawiła poprawę postawy Radwańskiej. Temat do zastanowienia dla niej samej i PZT.
Paradoksalnie, Aga osiągnęła najwyższe w swojej karierze miejsce w rankingu WTA – 6 i jest jedyną tenisistką z czołówki światowej, z tak wysokim miejscem, która nigdy nie doszła do półfinału turnieju wielkoszlemowego. Szacunek, jednak nie zmienia to naszego odczucia niedosytu i stanowiska, że spodziewamy się od Agnieszki lepszej i skuteczniejszej gry oraz osiągnięcia wyższego szczebla w światowym tenisie. Ma na to jeszcze trochę czasu, stać ją na to i tego jej życzymy, mając na uwadze tak jej aspiracje, jak i nasze oczekiwania olimpijskie.
---Kabor
więcej na:
www.sport-championsport.blogspot.com
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz